Z drzewa był o niebo lepszy widok. Teraz widziałem iż moim wybawicielem był czarny lew, który rzucił się na lamparta. Widziałem jak lampart drapnął go nad okiem, zostawiając tam głęboką szramę. Kiedy lew chciał mu oddać, ten uciekł aż się kurzyło. Parszywy tchórz. Może mógł bym coś z tym zrobić? Przeszło mi przez myśl. Jakoś się zemścić. Wcześniej nawet nie zdążyłem pomyśleć o użyciu mocy, ale teraz, kiedy miałem go jak na widelcu? Skoncentrowałem się na kurzu, który kot wzbił w powietrze podczas ucieczki. Drobinki piasku pod wpływem mojego wzroku zadrżały i rzuciły się na lamparta. W biły mu się w futro i dalej w skórę. Nie była to śmiertelna sztuczka, ale bardzo bolesna, a osłabiony lampart będzie miał trudności z przeżyciem w dziczy. Wydało mi się to sprawiedliwe. Przeniosłem wzrok na mojego wybawiciela. Na pierwszy rzut oka nie wyglądał na przyjaznego lwa. Szczególnie te czerwone oczy ... Ale w końcu jest przysłowie: nie oceniaj książki po okładce, a lwa po wyglądzie. No i uratował mi życie ... nie może być zepsuty do cna. Zeszłem z gałęzi i zbliżyłem się do czarnego. Jestem odważny - w pewnym sensie, ale nigdy nie grzeszyłem przesadną śmiałością czy ciętym językiem. Teraz poczułem się trochę niepewnie podchodząc do obcego lwa, który z taką łatwością rzucił się na lamparta.
- Dzięki. Uratowałeś mi życie. - powiedziałem, bo uznałem iż tak wypada. Czerwone oczy spojrzały na mnie badawczo.
- Posłużyłeś się magią. Naprawdę jesteś lwiątkiem czy lwem zamieniającym się w lwiątko? - zapytał czarny, nieprzyjaznym głosem.
- Jestem lwiątkiem zamieniającym się w lwa. - odparłem lekko urażony. Dlaczego on mnie przesłuchuje? Po za tym nie podobało mi się iż jestem od niego mniejszy. Choć gdyby nie magia, to właśnie tej wielkości bym był.
- Więc dlaczego się nie przemieniłeś?! - warknął oburzony. Widać nie podobało mu się iż musiał ryzykować dla kogoś kto mógł by się sam obronić ...
- Bo to wiąże się z pewnymi skutkami ubocznymi ... nie potrafię posługiwać się tamtym ciałem. - fuknąłem i odwróciłem się. Zacząłem odchodzić. Do moich uszu dotarło jeszcze coś w rodzaju "durny dzieciak". A niech se myśli co chce ... Ni moja wina iż nie potrafię w pełni korzystać z tej mocy. Jeszcze nie dorosłem do dorosłego ciała i nie wiem czy kiedykolwiek się to uda, jeśli będę przebywał na terenach tego stada. W końcu od czasu gdy tu przybyłem, przestałem się starzeć. Teraz nuż nie udawałem beztroskiego lwiątka. Czułem złość na tego lwa, ze poruszył drażliwą kwestię. Czułem też żal, że nie mogę nic na to poradzić. Nie opanowałem tej mocy mimo wszelkich starań. Nie potrafię być dorosłym lwem, mimo iż w tamtym ciele spędziłem raz cały tydzień. Nic z tego. Nagle usłyszałem za sobą kroki. Lwie. Odwróciłem się i spojrzałem na czarnego lwa. Widać nie było mi dane zapomnieć o moim wybawicielu. Miałem ochotę warknąć "czego", ale samiec sprawiał wrażenie kogoś, kto nie pozwolił by do siebie mówić takim tonem, jakiemuś pierwszemu lepszemu lwiątku. Zatrzymałem się. No cóż, nigdy nie lubiłem słuchać swojego głosu rozsądku ...
- Czego?! - warknąłem, co pewnie wyglądało by śmiesznie dla jakiegoś pobocznego obserwatora.
<Daemon? Wiem, mogłam to napisać lepiej ;_;>
Stado Dawnej Legendy
Poczuj w sobie lwa!
18 sie 2015
Od Daemona CD Avara
Biegłem. Biegłem ile sił w nogach, nieważne gdzie. Za mną biegł lampart żądny krwi.
Może i nie byłem szybki, ale tą szybkością mogłem biec naprawdę długo. Kiedyś przebiegłem dzień i noc, całą dobę. Czułem, że mógłbym to powtórzyć. A lampartowi brakło już tchu. Mój plan? Może i nie był efektowny i jakiś nie wiadomo jaki, ale miałem mało czasu, żeby go wymyślić. W ostateczności go użyłem. Zaryzykowałem i spojrzałem w tył. Lamparta nigdzie nie było widać. A niech to szlag. Dookoła rosła wysoka trawa, która kończyła się około pięć kilometrów w tę i w tę stronę. Wiedziałem, że mój "prześladowca" mógł się w niej schować. Ale zaryzykowałem.
Szedłem udając rozluźnionego, co chyba mi się udało. Usłyszałem ryk lamparta w oddali. Zacząłem biec. Możliwe, że był to inny kot... Ale równie dobrze mógł to być ten sam kociak. Podbiegłem, a tam, mój stary "przyjaciel" polował na lwiątko. Godność miał zdecydowanie wybrakowaną. Miałem taką zasadę: zawsze najpierw lwiątka, potem mój zad. Ale nie miałem pewności, czy to naprawdę jest lwie dziecko. Mógł to być dorosły lew, który zmienia się w lwiątko, tak jak ja. No ale mówi się trudno. Zaryczałem, próbując odwrócić uwagę kocura. Lampart również zaryczał, po czym ruszył do ataku. Znowu. Skoczył. Kocisko już miało wylądować, ale ja odskoczyłem, zanurzając kły w jego karku. Kot syknął przeraźliwie, aż zadzwoniło mi w uszach. Próbował się wyrwać. Nadaremnie. Usłyszałem niepokojący dźwięk nieopodal. Jakby ktoś się... wywalił?
Na moją niekorzyść, kot wykorzystał chwilę mojej nieuwagi, wyrwał się i zostawił mi pamiątkę. Nieprzyjemną pamiątkę. Machnął łapą, a jego pazury wyryły ranę nad moim okiem. W odpowiedzi rzuciłem się na niego, ale zanim moje pazury dotknęły choćby jego ogona, uciekł, aż się kurzyło.
Zerknąłem w stronę drzewa, na którym siedziało lwiątko, obserwując całą akcję.
<Avar?>
Może i nie byłem szybki, ale tą szybkością mogłem biec naprawdę długo. Kiedyś przebiegłem dzień i noc, całą dobę. Czułem, że mógłbym to powtórzyć. A lampartowi brakło już tchu. Mój plan? Może i nie był efektowny i jakiś nie wiadomo jaki, ale miałem mało czasu, żeby go wymyślić. W ostateczności go użyłem. Zaryzykowałem i spojrzałem w tył. Lamparta nigdzie nie było widać. A niech to szlag. Dookoła rosła wysoka trawa, która kończyła się około pięć kilometrów w tę i w tę stronę. Wiedziałem, że mój "prześladowca" mógł się w niej schować. Ale zaryzykowałem.
Szedłem udając rozluźnionego, co chyba mi się udało. Usłyszałem ryk lamparta w oddali. Zacząłem biec. Możliwe, że był to inny kot... Ale równie dobrze mógł to być ten sam kociak. Podbiegłem, a tam, mój stary "przyjaciel" polował na lwiątko. Godność miał zdecydowanie wybrakowaną. Miałem taką zasadę: zawsze najpierw lwiątka, potem mój zad. Ale nie miałem pewności, czy to naprawdę jest lwie dziecko. Mógł to być dorosły lew, który zmienia się w lwiątko, tak jak ja. No ale mówi się trudno. Zaryczałem, próbując odwrócić uwagę kocura. Lampart również zaryczał, po czym ruszył do ataku. Znowu. Skoczył. Kocisko już miało wylądować, ale ja odskoczyłem, zanurzając kły w jego karku. Kot syknął przeraźliwie, aż zadzwoniło mi w uszach. Próbował się wyrwać. Nadaremnie. Usłyszałem niepokojący dźwięk nieopodal. Jakby ktoś się... wywalił?
Na moją niekorzyść, kot wykorzystał chwilę mojej nieuwagi, wyrwał się i zostawił mi pamiątkę. Nieprzyjemną pamiątkę. Machnął łapą, a jego pazury wyryły ranę nad moim okiem. W odpowiedzi rzuciłem się na niego, ale zanim moje pazury dotknęły choćby jego ogona, uciekł, aż się kurzyło.
Zerknąłem w stronę drzewa, na którym siedziało lwiątko, obserwując całą akcję.
<Avar?>
Od Avara
Susza. Słońce grzeje, jakby chciało usmażyć wszystkich mieszkańców sawanny. Zebry, antylopy i inni roślinożercy, skubią trawę w cieniu nielicznych drzew. Krokodyle odpoczywają w wodzie, a większość lwów siedzi w jaskini, na lwiej skale. Wszyscy z wyjątkiem mnie. Pod postacią lwiątka, leżałem w pożółkłej trawie i rozkoszowałem się, samotnością. I to dosłownie - większość zwierząt nie chciała wyjść z cienia. Podobno takiego upału nie było odkąd sięgają pamięcią najstarsze słonie. Możliwe że to pierwsza w historii taka susza. Leniwie podniosłem się z ziemi i przeciągnąłem. Nie mogę leżeć wiecznie w jednym miejscu, choćby nie wiem jak mi się to podobało. Dostanę udaru, a to źle się skończy. Bardzo źle. Toteż ruszyłem do najbliższego drzewka, które mogło zaofiarować mi skrawek chłodnej ziemi. Podskakiwałem sobie wesoło i machałem ogonem. Skoro wyglądam jak lwiątko, to muszę się jak ono zachowywać. Tak sądzę. Nigdy nie wiadomo czyje oczy obserwują co robisz. Na sawannie plotka to rzecz codzienna ... Z pewnością uwagę przykuło by gdyby, lwiątko zachowywało się jak dorosły lew. Dotarłem do cienia i położyłem się z ulgą na chłodnawej trawie, dotykając plecami pnia. Rozejrzałem się, lecz nie dojrzałem żadnego niebezpieczeństwa. Zamknąłem powieki i odpłynąłem w krainę snów.
Obudził mnie dźwięk. Głośny i podobny do trzasku pękającej gałęzi. Otworzyłem oczy i rozejrzałem się dookoła. W zasięgu mojego wzroku nie pojawiło się nic, co mógł bym uznać za niebezpieczne. Jednak mógł bym przysiąc, że coś mnie obudziło. Wstałem na łapy, podświadomie uświadamiając sobie iż jest południe i spałem ładne kilka godzin. Ciekawe czy w lwiej skale martwią się o mnie? Pewnie nie ... komu potrzebne magiczne lwiątko? Darmozjad? Rozejrzałem się dookoła, ale ponownie mój wzrok nie napotkał żywego ducha. Możliwość była tylko jedna. Spojrzałem w górę i ... spojrzały na mnie dwa złote koła. Oczy lamparta. Przełknąłem ślinę i powoli zacząłem cofać się od wielkiego kota. Lampart był całkiem godnym przeciwnikiem dla dorosłego lwa, ja uwieziony w ciele lwiątka to zaledwie przekąska. Kot syknął, odsłaniając kły i skoczył. Rzuciłem się do biegu, bo co innego mogłem zrobić? Gdybym nawet się przemienił, przyzwyczajenie do nowego ciała zajęło by mi kilka minut. Potykał bym się o własne łapy i miał bym zawroty głowy. W takim stanie z pewnością nie wygrał bym z lampartem. Możliwe że działo się tak dlatego iż w rzeczywistości powinienem być lwiątkiem, albo młodym lwem. Nie jestem pewien. W każdym razie dzieciakiem. Lśniące pazury wbiły się w ziemię tuż za mną. Niepowodzenie rozzłościło wielkiego kota, który rzucił się za mną w pogoń, nie bacząc na temperaturę która mogła wręcz zabić. Wybiegłem na słońce, starając się skryć w wysokiej trawie. Niestety lampart był doświadczonym myśliwym. Nie był to początkujący kociak. Przełknąłem ślinę i ... potknąłem się o wyschniętą gałąź, leżącą na ziemi. Zaryłem nosem w ziemię. Możecie mi wierzyć, to nie było przyjemne. Gdyby lampart w tym miejscu nie przerwał pogoni, już bym nie żył. Co? Zdołałem pomyśleć, gdy usłyszałem odgłosy walki. Z łatwością rozpoznałem ryk lamparta i ten drugi głos ... czyżby lwi? Z niedowierzaniem wstałem i odwróciłem się za siebie. Teraz jednak długa trawa działała na moją niekorzyść. Zasłaniała mi widok na walkę, więc widziałem tylko mnóstwo futra i od czasu do czasu któryś z ogonów. Z braku lepszego pomysłu wskoczyłem na gałąź i spróbowałem dostrzec jakiekolwiek szczegóły.
<Ktoś?>
~*~
Obudził mnie dźwięk. Głośny i podobny do trzasku pękającej gałęzi. Otworzyłem oczy i rozejrzałem się dookoła. W zasięgu mojego wzroku nie pojawiło się nic, co mógł bym uznać za niebezpieczne. Jednak mógł bym przysiąc, że coś mnie obudziło. Wstałem na łapy, podświadomie uświadamiając sobie iż jest południe i spałem ładne kilka godzin. Ciekawe czy w lwiej skale martwią się o mnie? Pewnie nie ... komu potrzebne magiczne lwiątko? Darmozjad? Rozejrzałem się dookoła, ale ponownie mój wzrok nie napotkał żywego ducha. Możliwość była tylko jedna. Spojrzałem w górę i ... spojrzały na mnie dwa złote koła. Oczy lamparta. Przełknąłem ślinę i powoli zacząłem cofać się od wielkiego kota. Lampart był całkiem godnym przeciwnikiem dla dorosłego lwa, ja uwieziony w ciele lwiątka to zaledwie przekąska. Kot syknął, odsłaniając kły i skoczył. Rzuciłem się do biegu, bo co innego mogłem zrobić? Gdybym nawet się przemienił, przyzwyczajenie do nowego ciała zajęło by mi kilka minut. Potykał bym się o własne łapy i miał bym zawroty głowy. W takim stanie z pewnością nie wygrał bym z lampartem. Możliwe że działo się tak dlatego iż w rzeczywistości powinienem być lwiątkiem, albo młodym lwem. Nie jestem pewien. W każdym razie dzieciakiem. Lśniące pazury wbiły się w ziemię tuż za mną. Niepowodzenie rozzłościło wielkiego kota, który rzucił się za mną w pogoń, nie bacząc na temperaturę która mogła wręcz zabić. Wybiegłem na słońce, starając się skryć w wysokiej trawie. Niestety lampart był doświadczonym myśliwym. Nie był to początkujący kociak. Przełknąłem ślinę i ... potknąłem się o wyschniętą gałąź, leżącą na ziemi. Zaryłem nosem w ziemię. Możecie mi wierzyć, to nie było przyjemne. Gdyby lampart w tym miejscu nie przerwał pogoni, już bym nie żył. Co? Zdołałem pomyśleć, gdy usłyszałem odgłosy walki. Z łatwością rozpoznałem ryk lamparta i ten drugi głos ... czyżby lwi? Z niedowierzaniem wstałem i odwróciłem się za siebie. Teraz jednak długa trawa działała na moją niekorzyść. Zasłaniała mi widok na walkę, więc widziałem tylko mnóstwo futra i od czasu do czasu któryś z ogonów. Z braku lepszego pomysłu wskoczyłem na gałąź i spróbowałem dostrzec jakiekolwiek szczegóły.
<Ktoś?>
17 sie 2015
Nowi członkowie!
Powitajmy naszych pierwszych członków!
Daemon'a i Martynę! Znajdziecie ich w samicach i samcach ;)
Mam nadzieję że miło spędzicie z nami czas :) Czekam na pierwsze opka :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)